Piłkarze Korony Kielce w tym sezonie ani razu nie dali swoim kibicom powodów do świętowania.
Istnieje włoskie przysłowiem „Natale non e tutti giorni”, które mówi, że nie codziennie jest Boże Narodzenie, ale piłkarze Korony Kielce w tym sezonie ani razu nie dali swoim kibicom powodów do świętowania.
Nawet ostatnie dwa zwycięstwa, z Cracovią przy ul. Ściegiennego i z Pogonią w Szczecinie, nie pozwoliły wydostać się z nizin ligowej tabeli. Dwanaście strzelonych bramek przez kielecki zespół w 20 spotkaniach to najsłabszy wynik w lidze i zapowiada heroiczną walkę o utrzymanie do końca sezonu.
Jedynym pozytywem piłkarskiej jesieni w Kielcach była postawa środkowego obrońcy, czasem wykorzystywanego na pozycji defensywnego pomocnika, Adnana Kovacevica, który niczym Atlas dźwigający sklepienie niebieskie, podtrzymywał na swoich barkach całą grę kielczan. W nagrodę za swoją dobrą formę otrzymał powołanie do reprezentacji Bośni i Hercegowiny, co właściwie nie powinno martwić, ale przyczyniło się do decyzji Bośniaka, że po sezonie odejdzie z Korony wraz z kończącym się kontraktem. W takiej sytuacji, ciężko sobie wyobrażać, że ten zawodnik, pełniący również funkcję kapitana zespołu, będzie na wiosnę dawał z siebie maksimum zaangażowania i ryzykował własne zdrowie dla klubu, z którym już w czerwcu nie będzie go nic łączyło.
A takich piłkarzy, którym kontrakty wygasają 30 czerwca 2020 r. jest w Kielcach aż 19! Z czego Matej Pucko, Ivan Marquez, Ivan Jukic, Jakub Żubrowski, Erik Pacinda, Marcin Cebula, Ognjen Gnjatic, Uros Djuranovic czy Michal Papadopulos stanowią mocne ogniwa w układance taktycznej trenera Mirosława Smyły.
Przesłanek zapowiadających w Koronie radosną wiosnę jest niewiele, aczkolwiek wraz z lepszymi wynikami w grudniu ożywiły się również nadzieje kieleckich kibiców. Skład złocisto-krwistych potrzebuje jednak wzmocnień w każdej formacji, bo bez tego może czekać nas spore rozczrowanie i pierwsza w historii klubu sportowa degradacja z Ekstraklasy.